Do objazdu
Peru, przygotowywałem się czytając
głównie informacje zawarte w Internecie. Bardzo chciałem zobaczyć ten kraj
generalnie z dwóch powodów – Tęczowych Gór (Kolorowe Góry widziałem w Chinach)
oraz Centralnej Kolei Transandyjskiej wybudowanej w XIX w. przez Ernesta
Malinowskiego.
Pierwszym
etapem był zakup biletów lotniczych po rozsądnej cenie ale w terminie, gdy
będzie funkcjonować Kolej Transandyjska, gdyż ta działa b. nieregularnie i w
konkretnych terminach. Na stronie ferrocarrilcentral.com.pe pojawiła się
informacja, że w 2018 r. kolej rozpocznie jazdę w dniu 28 kwietnia.
W oparciu o te informacje zakupiliśmy bilety w British Airlines za niecałe 1000 funtów w obie
strony za dwie osoby w terminie 18.04-10.05.2018 r.
Mając kilka
miesięcy do wylotu żona ułożyła plan tych miejsc, które chce odwiedzić a
następnie zaczęliśmy szukać możliwości dotarcia doń. Niestety, nie w każdym
przypadku było to takie proste, ale o tym napiszę poniżej.
W związku z
tym, że najważniejszym dla mnie w tym wyjeździe była przejażdżka koleją Ernesta
Malinowskiego, stąd podporządkowaliśmy temu punktowi pierwszych kilka dni
pobytu w Peru.
Dwa miesiące
przed wylotem mieliśmy opracowany plan objazdu oraz zakupione najważniejsze
bilety na autobusy, przeloty wewnętrzne oraz kolej.
W Internecie
jest wiele peruwiańskich oraz amerykańskich agencji pośredniczących w zakupach
– osobiście sugeruję bezpośrednie zakupy, bo jest po prostu taniej.
Na stronie www.ferrocarrilcentral.com.pe/reserva.php
można dokonać bezpośredniego zakupu biletu na przejazd koleją andyjską z Limy
do Huancayo. W jedną stronę bilet kosztuje 750 soli od osoby (niecałe 180 funtów od osoby).
Nie jest to tanio, ale jak się chce spełnić marzenie….
Podobnie na
stronie skyscannera można wybrać tanie przeloty wewnętrzne. Myśmy wybrali linię
LCPeru na trzy wewnętrzne przeloty. Pierwszy z Limy do Trujillo, kolejny z Limy
do Cusco oraz trzeci z Arequipy do Limy.
Także na
stronach kilku przewoźników wykupiliśmy przejazdy autobusowe; min. dzienny
z Trujillo do Limy, nocny z Huancayo do
Limy.
Generalnie
rzecz ujmując – autobusy na północ kraju, mniej turystycznego regionu, są
bardzo tanie a przy tym wygodne i komfortowe. Inaczej jest w części bardziej
turystycznej. Tutaj ceny u tych samych przewoźników (np. Cruz del Sur) są
kilkakrotnie wyższe a już pod Machu Picchu absolutnie wyrywają cash z kieszeni.
Ale po kolei.
18 kwietnia
2018 r. wylecieliśmy z Londynu Gatwick do Limy. Tego samego dnia (różnica
czasu) dotarliśmy na miejsce.
Po przylocie
musieliśmy podjąć decyzję jak dotrzeć pod właściwy adres. Jeśli nie chcemy
przepłacać za taxi – na lotnisku można wykupić sobie bilet na autobus, który dowiezie
pod konkretny hotel. O pasażerów dba obsługa, więc bezstresowo dotrzemy na
miejsce. Opłata za transport jest niewielka. W jedną stronę wynosi 8 dolarów.
Proponuję takie rozwiązanie, albowiem taxi dla przylatujących jest znacznie
droższe a poza tym w Limie dla autobusów wyodrębnione są bus pasy, co w tym
mieście naprawdę stanowi wygodę. Strona na Airport Express Lima jest
następująca: www.airportexpresslima.com.
Po przylocie i
zakupie biletu (kupiliśmy return ticket) udaliśmy się na parking autobusowy
(nie mylić z dworcem), który usytuowany jest nieopodal jakieś 200 m. dalej od hali
przylotów, na tyłach najbliższego hotelu.
Tutaj
wsiedliśmy do pojazdu i odjechaliśmy w stronę dzielnicy Miraflores, gdzie
usytuowany był hotel Best Western Plus Urban Larco. Jechaliśmy dość długo, nie
z powodu wielkiej odległości, lecz specyficznego ruchu drogowego który
przypomina drogową wolną amerykankę… Ale do tego trzeba się przyzwyczaić w tym
kraju.
Zaplanowaliśmy
spędzić w Limie 2 noce celem aklimatyzacji. Sugeruję również takie rozwiązane z
powodu poważnej różnicy wysokości położenia. Pierwszy dzień zakończył się
odblokowaniem rezerwacji i odpoczynkiem w hotelu (różnica czasowa wynosi raptem
7 godzin). Drugi dzień zaczęliśmy od zwiedzania miasta. Początek był mało
sympatyczny. Pierwszy taksówkarz próbował dość bezczelnie naciągnąć nas na
kasę. Za kurs do centrum zażyczył sobie … 40 dolarów. Kolejny wykonał tę
czynność za 30 soli (niecałe 6
funtów). Różnica dość znacząca. Stąd uwaga – zanim
wejdziemy do taksówki najpierw należy ustalić cenę za przewóz. W peruwiańskich
taksówkach taksometry bowiem nie występują.
Po dojechaniu do centrum zatrzymaliśmy się na Plaza de Armas
czyli na rynku. Usytuowane są tutaj trzy największe zabytki Limy: katedra, której wnętrze charakteryzują ciekawe rozwiązania
architektoniczne z delikatnym sklepieniem na czele i podłogą na wzór
szachownicy. Aktualny obiekt jest rekonstrukcją. Pierwotna katedra została
zniszczona w 1746 r. przez trzęsienie ziemi.
Pierwszym
miejscem, które w katedrze przyciąga uwagę to miejsce pochówku Francisco
Pizarro – znanego konkwistadora, założyciela Limy.
Obok katedry stoi
Pałac
Arcybiskupa (Palacio Arzobispal) zbudowany w 1924 r. w stylu
kolonialnym.
Oba obiekty
można oglądać po wykupieniu biletów. Za 60 soli (12 funtów) wykupiliśmy 2
wejściówki. Godziny otwarcia dla
zwiedzających są takie same w ciągu tygodnia tj. od poniedziałku do piątku 9 am
– 5 pm., zaś w soboty od 9 am do 1 pm.
Rzeczywiście
warte są obejrzenia. Wystój wnętrz jak też malarstwo i rzeźba – diametralnie
różne niż w Europie.
Przy Plaza de
Armas stoi też Pałac Gubernatora (Palacio de Gobierno), barokowy
budynek, który od 1937 r. jest siedzibą prezydenta Peru.
Po spędzeniu
kilku chwil na Plaza de Armas skierowaliśmy się do stojącej tuż za Pałacem
Prezydenckim neoklasycznej stacji Desamparados,
która niegdyś była dworcem kolejowym,
skąd wciąż odjeżdża kolej transandyjska, ale teraz w budynku znajduje się Dom
Literatury i niewielka galeria sztuki.
Po obejrzeniu
obiektu skierowaliśmy się do stojącego nieopodal klasztoru i kościoła św.
Franciszka.
To prawdziwy
klejnot architektury sakralnej z czasów kolonialnych. Zbudowany w XVI w.,
został także zniszczony podczas trzęsienia ziemi. Ponownie odbudowany w XVII w.
ale już w stylu barokowym. Kościół stoi
na małym urokliwym skwerze.
W kompleksie
poklasztornych budynków mieści się muzeum, w którym można zobaczyć XVII-to
wieczną bibliotekę ze zbiorami liczącymi około 25 tysięcy volumenów i 6 tysięcy
pergaminów. Znajduje się tam też wiele cennych i rzadkich płócien pędzla takich
artystów, jak Rubens, Jordaens czy van Dyck.
Jedną z ciekawszych
atrakcji tego miejsca są podziemne korytarze znajdujące się pod klasztorem, prowadzące
do trzystuletnich katakumb, w których do 1808 r. pochowano ponad 70 tysięcy
ludzi, a w których możemy zobaczyć kości pochodzące z ponad 25 tysięcy
szkieletów!
Obiekt dla
zwiedzających otwarty jest codziennie w godz. 9,30 am – 5,00 pm. Wejściówki –
do kościoła – free, do budynków poklasztornych – 10 soli (2 funty).
Po obejrzeniu
muzeum i katakumb udaliśmy się ponownie na Plaza de Armas, gdzie odbywał się festyn
z okazji występu Peru na mundialu w Rosji. W ramach imprezy odbywały się
występy taneczne ale i testowanie różnych europejskich potraw. Na pamiątkę otrzymaliśmy
też kartki z wypisanymi po koreańsku naszymi imionami.
Następnie
poszliśmy na lunch do pobliskiej restauracji. Po wyjątkowo smacznym posiłku zwiedziliśmy konwent
św. Dominika aby piechotką przejść do Plaza San Martín, drugiego największego i niedawno odnowionego placu kolonialnego z
centralnie ustawionym postumentem generała José de San Martín. Nad zachodnią
pierzeją placu dominuje słynny Hotel Boliviar, a naprzeciwko niego Club
Nacional, niegdyś centrum spotkań tutejszej śmietanki towarzyskiej.
Zmęczeni
wrażeniami centrum stolicy wróciliśmy taksówką (tym razem za 25 soli tj. 5 funtów) do hotelu.
Po krótkim
wypoczynku poszliśmy jeszcze kupić peruwiańską kartę SIM i przy zapadającym
zmroku do położonego w Miraflores muzeum archeologicznego aby popatrzeć na
oświetlone ruiny piramidy Huaca Pucllana.
W parku natknęliśmy się na "zgromadzenie" zajmujące się wymianą kart piłkarzy. Peru po raz pierwszy bierze udział w Mundialu...
Wracając zaś do muzeum - pomiędzy II a
VII w. n.e. w okolicy dzisiejszej stolicy Peru rozwijała się tzw. Kultura Limy.
Pozostała po niej ciekawa konstrukcja, która aktualnie stanowi z jednej strony
atrakcję turystyczną będąc zarazem ośrodkiem archeologicznym.
Zbudowane
z piaskowej cegły piramidy Huaca Huallamarca i Huaca Pucllana pełniły kiedyś funkcje ceremonialne. Znalezione w nich grobowce ukazują zmiany
w obrzędach pochówku. Dzięki temu wiemy, że zmarłych układano
początkowo twarzą do góry – na trzcinowych matach. Później zaś
w pozycji embrionalnej i owijano dodatkowo tkaninami. Do grobów
wkładano narzędzia, naczynia, zabawki dziecięce i zastawę stołową.
Wejściówka
kosztuje 12 soli. Warto wejść na teren muzeum. Trzeba jednak być przygotowanym
na to, iż na angielskojęzycznego tłumacza dłużej się czeka….
Zmęczeni ale pełni wrażeń
wróciliśmy do hotelu. Następny dzień rozpoczęliśmy od wymeldowania i
pozostawienia bagaży w hotelowej przechowalni. Następnie krokiem niespiesznym
udaliśmy się do Parku Miłości.
Ciekawe miejsce. Po spędzeniu tu kilku dłuższych
chwil pojechaliśmy do dzielnicy Barranco.
Tutaj obejrzeliśmy prywatne muzeum
Pedro de Osma. Obiekt wart był przyjazdu jakkolwiek irytujący był fakt, że dla
cudzoziemców bilety są droższe niż dla autochtonów. Cena biletu wynosi 30 soli
od osoby. Warto jednak wydać tych 12 funtów, zwłaszcza, ze można tutaj pstrykać
zdjęcia.
na zdjęciu obraz pt Śmierć Ignacego Loyoli
Zbiory obejmują sztukę
peruwiańską z XIX w. ale też starsze zbiory malarstwa i rzeźby. Obiekty poruszają
zasadniczo tematykę religijną. W jednym
pomieszczeniu zgromadzono interesującą kolekcję portretów hiszpańskich królów
namalowanych przez miejscowych mistrzów. Najciekawszą, wg mnie, jest usytuowana
w Srebrnym Pokoju kolekcja sreber w skład której wchodzą relikwie, instrumenty
religijne, naczynia, biżuteria i srebrna broń.
Potem poszliśmy pooglądać samą dzielnicę. Wrażenie zrobiły ciekawe murale jak też dach jednej z willi...
Wstąpiliśmy jeszcze
do małej kawiarenki a następnie wróciliśmy po bagaże i udaliśmy się na
lotnisko.
Naszym celem było Trujillo a dokładniej zlokalizowany niedaleko lodowiec…