Trasa obejmuje
332 km
wszerz Peru, które pociąg pokonuje w ciągu 14 h. W najwyższym punkcie osiąga wysokość ponad 4800 m n.p.m.
Przejazd tym pociągiem
stanowił dla mnie główny punkt pobytu w Peru. Podporządkowałem mu pierwszych
kilka dni pobytu w tym kraju. Wyjazd z Limy został zabukowany na stronie
przewoźnika www.ferrocarrilcentral.com.pe/reserva.php
na dzień 28 kwietnia 2018 r. Koszt biletu w jedna stronę wyniósł 750 soli od
osoby (niecałe 180 funtów).
W cenie mieściły się posiłki oraz alkohol. Do Limy wróciliśmy więc z żoną z
pustynnego Paracas i zanocowaliśmy w Hotelu Lima położonym kilkaset metrów od
stacji odjazdu. O 6,30 am wyruszyliśmy pustawą ulicą w kierunku Domu Literatury Peruwiańskiej, dawnego dworca kolejowego skąd ruszał pociąg Centralnej Kolei Transandyjskiej. Po drodze mijaliśmy turystów kierujących się w tym samym kierunku.
Dochodząc do budynku Domu Literatury usłyszeliśmy dźwięki orkiestry dętej, która przygrywała przed odjazdem.
Na stacji poddani zostaliśmy, tak
jak inni pasażerowie, kontroli a następnie mogliśmy zająć miejsce w przedziale.
Pociąg składał
się z parowozu oraz wagonów dla autochtonów oraz turystów. Klasa turystyczna
jest znacznie droższa. Ale to nie pierwszy kraj, który skubie turystów.
W końcu pociąg
ruszył. I od razu wzbudzał ogóle zaciekawienie. Przechodnie klaskali, kierowcy
używali klaksonów. Sam parowóz przed każdym przejazdem trąbił przeraźliwie.
Generalnie rzecz ujmując – było dość egzotycznie.
Powoli
wspinamy się coraz wyżej. W Chosice, zaledwie 54 km od oceanu, osiągnęliśmy
wysokość 860 m
n.p.m. W Tornamesie nastąpił krótki postój w czasie którego zmieniono parowóz
ale też kierunek jazdy.
Był to pierwszy z sześciu zakosów na trasie. To pozwoliło
utrzymać nachylenie szyn poniżej niebezpiecznych 45 stopni.
Obok wagonu
turystycznego znajdował się wagon bufetowy z otwartą przestrzenią. Miejsce to
okupowali wszyscy, którzy chcieli robić zdjęcia.
Tutaj także odbywały się, w ramach tzw. części artystycznej, pokazy tańców peruwiańskich.
Za San Bartolomé przejeżdżaliśmy przez Las Verrugas, najdłuższy i najsłynniejszy z kilkudziesięciu żelaznych mostów na trasie. Przejazd na wysokości 80 m zrobił wrażenie.
W El
Infiernillo Ernest Malinowski zaprojektował interesujące połączenie mostów i tuneli.
Generalnie na całej trasie wykuto 63 tunele o łącznej długości 6 km.
Krajobraz
zmienia się wyraźnie. Andy prezentują się niesamowicie. Widok wspaniały, ale na
wysokości 4 tys. m n.p.m. nie tylko on zapiera dech.
Sporo osób
zaczyna odczuwać chorobę wysokościową. Ból głowy, zawroty. Na miejscu jest
opieka medyczna, która bardzo szybko reaguje. Potrzebujący albo otrzymują pigułki
albo są dotleniani. Niektórzy sobie zasypiają.
Do Huancayo
dotarliśmy późnym wieczorem. Na stacji tym razem przygrywała muzyka z
magnetofonu. Ci, którzy zaplanowali powrót pociągiem zostali rozwiezieni do
hoteli. My postanowiliśmy wrócić do Limy nocnym autobusem albowiem następnego
dnia czekał lot do Cusco. Zanim jednak dotarliśmy do stacji Cruz del Sur zrobiliśmy
w Huancayo niezbędne, z punktu widzenia żony, zakupy typu np. …torebka.
Nocny autobus
był bardzo wygodny. Oprócz rozkładanych foteli i smacznego posiłku otrzymaliśmy
kocyki. Następny dzień mieliśmy już spędzić w Cusco.