czwartek, 9 lutego 2017

Rodos III (Tsambika, Lindos, Prasonisi, Monolithos, Krtinia)





Wyjechaliśmy z miasta Rodos kierując się do Lindos. Po drodze zatrzymaliśmy się na opustoszałej plaży nudystów pod Tsambiką,










potem zwiedziliśmy monaster Tsambika. 











Chcąc obejrzeć panoramę okolicy ale też usytuowany na górze monaster Kyra Panagia Tsambika udaliśmy się w to miejsce. Niestety nie zostawiliśmy samochodu na parkingu na samej górze lecz jakieś 50 metrów niżej - na polance przy kapliczce.





 
 Na górze byliśmy niecałą godzinę podziwiając naprawdę piękne widoki jak i ciekawe wnętrze monastyru. Niestety, kiedy wróciliśmy do samochodu, aby udać się dalej okazało się, że zostaliśmy tylko w tym co mieliśmy na sobie i przy sobie. Złodziejaszki wybili małe trójkątne okienko w tyle samochodu kradnąc nasze bagaże w tym tablety, dokumenty i gotówkę (żona zostawiła też torebkę…).  





W tej sytuacji objazd po wyspie przyjął inny obrót. Zabytki zeszły na plan dalszy. Wróciliśmy do Rodos. Pierwszym miejscem był hotel, w którym skopiowano wcześniej nasze dowody osobiste. Mając kopie udaliśmy się na policję zgłaszając kradzież. Niestety żona popełniła kolejny błąd – zapytała szefa wydziału ds. kradzieży czy coś takiego czy dobrze zna angielski. Facet się zirytował i zaczął udawać greka, że niby nic nie rozumie. Gdy go przeprosiłem za tę gafę skierował nas na posterunek w Archangelos. Miejsce kradzieży znajdowało się w gestii tej jednostki policyjnej.
Na posterunku zebrano od nas informację o miejscu zdarzenia, dokonano oględzin samochodu, wypytano o wartość poniesionych strat a nawet wyznawaną religię(!) etc. Młodzi posterunkowi byli bardzo mili, taktowni, nawet lekko przejęci wykazując chęć pomocy do czasu, gdy do budynku nie wszedł komendant. Gdy usłyszał jaki zaistniał problem skwitował go stwierdzeniem – znowu głupi turyści utrudniają nam pracę. Był wręcz arogancki.
Koniec końców – na wyniki pracy policji mieliśmy czekać 2 dni. Gwarantowano nam, iż w tym czasie albo znajdą nasze fanty albo nie…


W tej sytuacji uznaliśmy, że będziemy dalej kontynuować nasz wypad (pomimo wybitej szybki ale za to z moimi kartami bankomatowymi, które uchroniłem przed żoną). Pojechaliśmy więc do Lindos. Nocleg mieliśmy zabukowany w Del Mar Studios. Spędziliśmy ją w jednym z wielu, znajdujących się w Lindos, kapitańskich domków.



 

W Lindos też uświadomiliśmy sobie, że posiadanie na wyspie karty nie równa się posiadanie gotówki. Nie każdy bowiem sklepik posiada czytnik tak jak i nie każda knajpka… A sklepy odzieżowe to istny rarytas… po prostu ich nie ma.









Lindos to jedna z trzech, występujących na wyspie, antycznych osad. Świadczy o tym kilka zachowanych, z tego okresu, obiektów. Pierwszym jest duży akropol, na który można wejść pieszo lub wjechać… na osiołku. Jego początki sięgają II w. p.n.e. W kolejnych stuleciach podlegał przebudowie. Podczas wejścia na akropol można zobaczyć wykuty w skale statek.






Z góry, podobno roztacza się wspaniały widok na najbliższą okolicę min. morze, zatokę Lindos i Św. Pawła jak też na białe, tradycyjne domki. Niestety nie było mi dane doznać tej przyjemności. Czyniliśmy trzykrotne podejście w tym kierunku, ale raz było zbyt wcześnie a następnym razem zbyt późno – obiekt był już zamknięty. 






Kolejnym jest Grobowiec Kleobulosa z VI wieku p.n.e. Mąż ów rządził miastem przez 40 lat. Platon zaliczył go do siedmiu mędrców starożytnej Grecji.


Następnym obiektem jest Antyczny Teatr. Zbudowany w IV w. p.n.e. mieścił ok. 2000 widzów. Aktualnie zachowane jego fragmenty znajdują się na zboczu Akropolu.
 






Z innej epoki pochodzi, usytuowany w podziemiach, klasztor Agios Georgios Hostos. Jest to najstarszy kościół na całej wyspie. Znajdują się w nim freski datowane na okres od VIII do IX wieku.

Z XIV w. pochodzi kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny (Panagia) w 1490 r. odrestaurowany przez wielkiego mistrza Joannitów Pierre'a d'Aubussona. Wnętrze kościoła zdobią mozaikowe posadzki a także freski.




Inną atrakcję stanowią Białe Kapitańskie Domy. Nazwa pochodzi od kapitanów kupieckich statków, którzy budowali tu swoje domy. Ich charakterystyczną cechą były rzeźbiony krzyż i łuki z podobnym motywem linii.
Nie wszystkie te atrakcje mogliśmy obejrzeć, albowiem sporo czasu zajęła nam organizacja powrotu do kraju. Rano udaliśmy się do recepcji Del Mar Studios gdzie umożliwiono nam korzystanie z komputera (tablety bowiem padły łupem). Wówczas, nie licząc na pozytywne efekty poczynań greckiej policji, skontaktowaliśmy się z ambasadą. Urzędniczka zaproponowała abyśmy do Aten, wobec braku ID, …przypłynęli. Umówiliśmy się też na datę wydania czasowych paszportów, po zamknięciu sprawy przez tutejszą policję. 

Po rozmowie z ambasadą zmieniliśmy sugerowaną trasę powrotu. Logicznie rzecz ujmując – uznaliśmy, że loty wewnętrzne nie wymagają żadnych dokumentów i zaryzykujemy przylot do Aten samolotem a nie kilkunastogodzinny powrót statkiem. Przebukowałem więc lot powrotny do Londynu z przesiadką w Atenach (kontakt z ambasadą) i w Warszawie (w Polsce miałem paszport a jednocześnie mogłem wystąpić o nowy dowód osobisty ID).




Po dokonaniu tych czynności pojechaliśmy w dalszy objazd po wyspie. Postanowiliśmy pojechać do miejsca, gdzie Morze Egejskie łączy się z Morzem Śródziemnym. Prasonisi w okresie zimowym staje się wyspą, gdy przesmyk zalewa woda. Wcześniej, gdy poziom wody nie jest zbyt wysoki, jest półwyspem. Miejsce to warto obejrzeć









Stąd udaliśmy się do Monolithos. 












Tutaj znajdują się ruiny zamku Joannitów zbudowanego w 1480 r. na pojedynczej skale, która wyrasta na poziomie 240 m. npm. 








W środku ruin znajduje się maleńka, biała kapliczka.









 


Noc spędziliśmy w Thomas Hotel, przybytku prowadzonym przez dwóch młodzieńców z wystrojem wnętrz na poziomie lat 70-tych… Następnego dnia kończyliśmy objazd Rodos. 
W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Kritinię. 


Tutaj znajdują się kolejne ruinki zamku Joannitów. Zamek usytuowany w tym miejscu chronił wyspę przed piratami ale i kontrolował ruch statków. 



Widok z tego miejsca jest naprawdę urzekający. 













Kończąc objazd wyspy, niestety skrócony o kilka dni, dojechaliśmy do Archangelos. Na posterunku policji otrzymaliśmy odpowiedź, że niestety ale niczego nie znaleziono i zapewne jest to wina… imigrantów. Zamykając ten temat poprosiliśmy o dokument stwierdzający, iż  szkody w aucie nie powstały z naszej winy (aby nie ponosić konsekwencji finansowych), jak też, iż kradzież objęła nie tylko bagaż ale i dokumenty zaś otrzymane w hotelu kopie potwierdzają naszą tożsamość. Po otrzymaniu tegoż poszliśmy obejrzeć miasteczko.
 





W Archangelos znajduje się monastyr Michała Archanioła z 1800 r. z największą w meście dzwonnicą z 1845 r. 



Zachowały się też ruinki zamku Joannitów… Obiekt został zbudowany w latach 1454-1476 w celu ochrony mieszkańców przez zakusami piratów. W 1503 r. druga inwazja floty tureckiej doprowadziła do częściowego zniszczenia zamku. Do dzisiaj zostału tylko mur oraz fragment wieży.





Wieczorem wróciliśmy do Rodos. Oddaliśmy autko wraz z papierami z policji. Nie było żadnych problemów z jego zwrotem jak też żadnych oczekiwań finansowych z powodu zaistniałej szkody. Następnego dnia rano udaliśmy się na lotnisko.

Bez najmniejszych problemów wpuszczeni zostaliśmy na pokład samolotu. W Atenach, zanim udaliśmy się do ambasady, postanowiliśmy skontaktować się z szefem security linii lotniczych licząc, że na podstawie kopii naszych dowodów osobistych oraz dokumentów z policji wyrazi zgodę na wejście na pokład samolotu. Jego zgoda pozwalała nam ominąć ambasadę, pieniądze na tymczasowe dokumenty i zyskać czas na pobyt w Atenach.

 



Po przedstawieniu mu dokumentów z policji a także po sprawdzeniu rezerwacji lotniczych przeprosił nas za zaistniałą sytuację. Był to jedyny Grek, szef security linii Aegean, który nas przeprosił za powstałe tarapaty i zapewnił, że następnego dnia gwarantuje nam szybką ścieżkę do odprawy i wejście na pokład. 

Dzięki jego decyzji zyskaliśmy kilkadziesiąt euro na czasowe dokumenty oraz czas, który stracilibyśmy w ambasadzie. Na lotnisku zabukowaliśmy nocleg i ruszyliśmy w miasto…
Następnego dnia bez żadnych przeszkód weszliśmy na pokład i choć stewardessy także były przemiłe to wspomnienie aroganckiego zachowania komendanta posterunku w Archangelos nie zachęca mnie do ponownego wjazdu na wyspę, choć aż się prosi by dokończyć ten przerwany objazd…