Do Trujillo lecieliśmy
godzinę z minutami. Samolot nowy, wygodny, męska załoga stewardów ani mru mru
po angielsku. W trakcie nagłych turbulencji pasażerowie przepisowo pozapinani
zaś stewardzi zajęci … rozwożeniem lekkich przekąsek. W Europie sytuacja nie do
pomyślenia… W sumie lot krótki a turbulencji sporawo zaś pasażer musi czuć się i
podkarmiony i bezpieczny. Dolecieliśmy zgodnie z harmonogramem. Z lotniska do
hotelu pojechaliśmy taxi. Koszt wyniósł 30 soli (6 funtów). Hotel
usytuowany był na końcu miasteczka. Rezerwując go punktem decydującym było jego
najbliższe położenie w stosunku do miejsc, które chcieliśmy zwiedzić. Okazało
się to błędną decyzją, albowiem wszelkie wycieczki organizują tutejsze biura
skomasowane w centrum miasteczka.
Generalnie
Arvo Hotel Boutique prezentuje nie najgorszy standard, jeśli nie brać pod uwagę problemów z porozumieniem
się w j. angielskim. Pokój nie był większych rozmiarów, ale łóżko bardzo wygodne
zaś łazienka czyściutka. Problemem okazało się jego oddalenie, co trochę
kosztowało… Stąd proponuję wybierać hotele w miasteczku co gwarantuje
oszczędności na przejazdach.
Dodatkowa
uwaga – na północy Peru ludzie żyją jakby z innym podejściem do czasu. O 7 am
nic nie funkcjonuje, łącznie z hotelową kuchnią. Jakieś życie zaczyna się około
8,00 am a już tak normalnie jest około 9,00 am. Śniadania serwowane w hotelu były
smaczne choć niewyszukane. Oferowano omlet z dodatkami i inne klasyczne zapychacze.
Po dość smacznym choć przeciętnym
śniadaniu udaliśmy się na wycieczkę zorganizowaną przez Colonial Tours z
Trujillo. Koszt wyniósł 170 soli (około 35 funtów) za 2 osoby. W
kwocie tej były ujęte ceny wszelkich biletów wstępu. Warto o tym pamiętać
(informacje o cenie biletów wstępu włączonych do ostatecznych kosztów znajdują
się na stronie internetowej firmy: colonialtoursnorteperu.com/en) albowiem w
biurze turystycznym próbowano do w/w ceny także włączyć wartość biletów.
Ze względu na
brak znajomości hiszpańskiego przygotowano Naszej dwójce anglojęzycznego przewodnika. Okazała się nim
przemiła Pani, której danych niestety nie zapamiętałem.
Wycieczkę
rozpoczęliśmy od zwiedzenia Świątyni Rainbow. Tutaj zobaczyliśmy przepiękne
freski przedstawiające tęczę i inne bóstwa kultury Chimu.
Przy okazji natknęliśmy się na rosnące nieopodal drzewo Algerrobo nazywane też Black Carob.
Z jego owoców wyrabia się w Peru drzemy, słodziki jak też bardzo smaczny koktajl alkoholowy.
Następnym obiektem był Huaca La Esmeralda - archeologiczne miejsce także należące do kultury Chimu i również usytuowane w Trujillo.
Miejsce to zajmuje ok. 2600
m. kw. Przypuszczalnie powstało podczas pierwszego etapu
rozwoju tej kultury, w ścisłym powiązaniu ze stolicą Chan Chan.
Następnie pojechaliśmy do Museo de Sitio de Chan Chan, w którym znajduje się wiele oryginalnych przedmiotów znalezionych w samym Chan Chan.
Po obejrzeniu zachowanych artefaktów ruszyliśmy do ruin samego Chan Chan, największego miasta epoki prekolumbijskiej.
Miejsce
to powstało około 850 r. i było stolicą Imperium Chimu, powstałego na ruinach
kultury Moche. Istniało do XV w. n.e. kiedy to zostało podbite przez Inków.
Podobno wówczas w Chan Chan żyło około 30 000 ludzi.
Kolejnym
punktem wycieczki było położone nad oceanem Huanchaco. Tutaj zatrzymaliśmy się na
lunch.
Przy okazji można było sobie popatrzeć na łódki, które kształtem niczym
nie różnią się od tych, które były używane w kulturze Moche.
Następnym
punktem było samo Moche, gdzie można było poznać życie przeciętnego Mochera,
zarówno wytwarzanego przezeń rzemiosła, produkowanej ceramiki, rzeźbie w
drewnie i kamieniu oraz prowadzonych tak upraw jak i przydomowych ogrodów.
Odkryte
podczas prac wykopaliskowych przedmioty życia codziennego zlokalizowane zostały
w otwartym kilka lat temu muzeum Huaca de la Luna. Bryła obiektu
nawiązuje do tradycyjnego sposobu budowania w czasach kultury Moche.
W końcu
dotarliśmy do Huaca del Sol (Świątynia Słońca), ogromnej budowli usytuowanej w
pobliżu wulkanu Cerro Blanco. Świątynia mierzy około 40 m wysokości. Wzniesiona
została w 8 stadiach konstrukcyjnych i składała się z czterech poziomów.
Założenie miało kształt krzyża. Przypuszcza się, że wznoszenie tego obiektu
trwało od pierwszego wieku p.n.e. do IX stulecia n.e.
Po powrocie z
tej całkiem ciekawej wycieczki zakupiliśmy za 60 soli (12 funtów) dwa bilety na autobus
firmy Linea popularnie nazywany red busem do miejscowości Huaraz. Następnego
bowiem dnia planowaliśmy dotrzeć do Parku Narodowego Huascaran w
paśmie górskim Cordillera Blanca a także lodowca Pastoruri.
Generalnie do
przemieszczania się po Peru lepsze wydają mi się autobusy Crus del Sur, albowiem
nie mają na szybach założonej kolorowej siateczki (taką mają np. autobusy linii
Linea), która uniemożliwia robienie zdjęć podczas jazdy.
Zaopatrzeni w
bilety do dalszej drogi poszliśmy obejrzeć starówkę Trujillo - wtedy raz
jeszcze pożałowałem, że mamy hotel na obrzeżach miasta…
w miasteczku zaczęły się wieczorne występy ale przyćmiła je dwójka dzieciaczków, które swoimi tańcami skradły całą uwagę zebranych.
Następnego
dnia udaliśmy się na dworzec linii Linea i ruszyliśmy w kierunku Huaraz.
Kto nie lubi zabytków archeologicznych może sobie odpuścić okolice Trujillo i skupić się tylko na Machu Picchu, jakkolwiek być w Peru i nie poświęcić jednego dnia na ten rodzaj kultury materialnej to też jakoś nie tak...