środa, 20 czerwca 2018

Od Huaraz do Paracas (Peru). Od lodowca po miejsce, gdzie Ocean Spokojny łączy się z pustynią.




 Do Huaraz wyjechaliśmy z Trujillo po śniadaniu. Autobus linii Linea był wygodny ale kolorowa siateczka na oknie uniemożliwiała robienie zdjęć. Więc pozostało tylko lukać i cieszyć oczy ciekawym krajobrazem widocznym zza szyby. Jazda była dość długa, albowiem do miejsca docelowego dojechaliśmy wieczorem W międzyczasie zatrzymaliśmy się na lunch. I wówczas można było zrobić jakąś fotkę. Koszt przejazdu wyniósł 60 soli za dwie osoby czyli około 12 funtów. Z dworca linii Linea taksówka odwiozła nas do hotelu. Towarzyszył nam agent biura Montana de Cristal, który usilnie namawiał do skorzystania z ich oferty. Koszt taxi wyniósł jedynie 4 sole czyli niecałego funta.
Zamieszkaliśmy w przytulnym choć niedrogim miejscu. Za dwie noce w centrum miasteczka zapłaciliśmy 60 dolarów. W hotelu który nosi nazwę Hotel & Bungalows Villa Valencia personel kompletnie nie rozumiał angielskiego, stąd porozumiewaliśmy się za pośrednictwem translatora. Pokój niestety, ale nie był nieogrzewany. Owszem był kominek, ale spełniał rolę dekoracyjną. Choć łóżko było wygodne to za przykrycie służyły koce. Niestety, rano okazało się, że w nocy pogryzły mnie jakieś żyjątka. Na przegubach moich dłoni pojawiły się czerwone bąbelki…
Śniadanie było bardzo niewyszukane – jajecznica plus pieczywo z dżemem. W nietypowy sposób podawano kawę – kubeczek z gotowaną wodą plus niewielki pojemniczek,  w którym znajdował się koncentrat z mielonej kawy.
Do gotowanej wody należało dolać sobie owego koncentratu kawy. Niestety ten zbyt mocny nie był, więc woda szła w odstawkę… 
 Po śniadaniu wybraliśmy się na całodzienną wycieczkę, którą uzgodniliśmy tuż po przyjeździe do Huaraz a zorganizowaną przez Montana de Cristal. Trasa obejmowała dojazd do lodowca Pastoruri przez pasmo górskie Cordillera Blanca na wysokości 4736 m. npm. Koszt wyjazdu wynosił 140 soli tj. 24 funty w tym koszt wjazdu na teren parku narodowego.




Trasa była niesamowita, widoki przepiękne. Kiedy dojechaliśmy do postoju, do lodowca zostało ok. 2 km. drogi. Wiało chłodem więc trzeba było założyć na siebie wszystkie wcześniej przygotowane ciepłe ciuszki. Powietrze było na tyle rozrzedzone, że ta niewielka odległość urastała do zdecydowanie większego wysiłku. Wydawało się, że jest to kilkukrotnie dłuższy odcinek niż był w rzeczywistości. Ale było warto. 





 
Przyznaję, że w Islandii lodowce robiły na mnie większe wrażenie ale dotarcie do tego okupiłem nie mniejszym wysiłkiem.
Po powrocie ruszyliśmy z żoną popatrzeć na wieczorne życie w Huaraz, bo następny dzień musieliśmy znowu spędzić w autobusie chcąc przemieścić się do Paracas. I tak też się stało. W związku z tym, że nie ma bezpośredniego połączenia między obu miejscami, mieliśmy planowaną przesiadkę w Limie. 
 
Z Huaraz wyruszyliśmy autobusem Linea. W Limie planowaliśmy przesiąść się na autobus linii Cruz del Sur, który zatrzymuje się w Paracas. Niestety ale dojechaliśmy zbyt późno.
W Peru każda linia autobusowa ma swój własny dworzec. Stąd trzeba posiłkować się taxi by zdążyć na łączone połączenia różnych przewoźników. Niestety Lima to miasto w którym najlepiej poruszać się albo rano albo późnym wieczorem bo wcześniej panują tu gigantyczne korki. Odległość 10 km. można pokonywać nawet kilka godzin, czego mieliśmy przyjemność doświadczyć.
Wobec braku planowanego połączenia zdecydowaliśmy się skorzystać z autobusu linii Peru Bus. Redbus (nie mylić z firmą Linea) to linia, którą jeżdżą głównie autochtoni. Autobus był tani i wydawał się być wygodnym, niestety wyróżniał go drobny feler – był przesiąknięty potem, zagłówki foteli były bardzo dawno nie czyszczone.
Z Limy dojechaliśmy do miejscowości Ica około 2 am. Do Paracas musieliśmy dotrzeć taxi. Odległość stosunkowo niewielka ok. (70 km), tylko kierowcy taksówek trochę pazerni. Ustaliliśmy cenę 60 soli (12 funtów) za dojazd. Na miejscu driver zażyczył sobie 120 soli argumentując, że wiózł 2 osoby. Niestety ale otrzymał tylko umówionych 60 soli. Odjechał niezadowolony.

 W Paracas zatrzymaliśmy się 3 dni. Za pokój w Bamboo Lodge zapłaciliśmy 225 dolarów. Cena naprawdę warta tego miejsca. Pokój był przestronny z bardzo wygodnym łóżkiem i przepięknym widokiem na zatokę. Oferta śniadaniowa obejmował trzy rodzaje posiłków ale w praktyce dostępny był tylko jeden. Codziennie jajecznica i pieczywo z dżemem…
Następnego dnia po przyjeździe postanowiliśmy zwiedzić okolicę i zamówić kilka wycieczek. Pierwszą wykupiliśmy za 85 soli. Cena obejmowała auto plus anglojęzycznego przewodnika. Zobaczyliśmy Caracas Reserve a tam zupełnie inny rodzaj pustyni niż w Maroku, Omanie czy ZEA i niebieski Ocean Spokojny, łączący się z brzegiem owej pustynie – naprawdę niesamowite miejsce. 





Ponadto pochodziliśmy po przepięknej plaży, zatrzymaliśmy się przy punkcie widokowym o nazwie Katedra (formacja skalna). Inną rewelację stanowiła czerwona plaża (The Red Beach of Playa Roja) i wędkarze łowiący ryby na żyłkę. 








Inną ciekawostkę stanowiła wyspa pingwinów.  









Jak też kormorany












    Następnego dnia, za 180 soli (36 funtów) pojechaliśmy, za pośrednictwem pośrednika Agencia de Viajes y Tourismo, do pobliskiego Pisco w celu degustacji miejscowego wina. Przy tej okazji  trafiliśmy na pustynię Ica i pospacerowaliśmy po lagunie wokół Huacachiny.


Huacachina to niewielka oaza zbudowana wokół małego naturalnego jeziora na pustyni. Nazywana jest też "oazą Ameryki". Stanowi główne miejsce wypoczynku dla rodzin z pobliskiego miasta Ica,  na wydmach sandboardingu, które rozciągają się na przestrzeni kilkuset metrów.







            Trzeciego dnia wymeldowaliśmy się z hotelu i przed popołudniowym wyjazdem do Limy wykupiliśmy za 120 soli (24 funty) wycieczkę do Tambo Colorado – ruin archeologicznych.











             Po wycieczce wsiedliśmy do autobusu linii Cruz del Sur i udaliśmy się ponownie do Limy. Tym razem nocowaliśmy w Hotelu Lima usytuowanym kilkaset metrów od stacji kolei transandyjskich, które stanowiły zasadniczy powód przyjazdu. Następnego dnia zaczynaliśmy przejazd tą właśnie koleją z Limy do Huancayo.