Kilkunastodniowy
objazd po Chinach rozpoczęliśmy od Szanghaju, gdzie wylądował nasz samolot. Po opuszczeniu
go i przejściu formalności granicznych znaleźliśmy się na hali przylotów. W
planach mieliśmy przejazd z lotniska do hotelu korzystając najpierw z Magleva a
następnie linii metra nr 2, którego przystanek usytuowany był nieopodal naszego
celu.
Niestety plany
lekko zmodyfikowaliśmy pod wpływem pracowników biura obsługi pasażera. Wchodząc
na halę od razu zaczepił nas sympatyczny pracownik lotniska i zaczął usilnie
nakłaniać do skorzystania z taksówki. Tłumaczył, że Maglev nie kursuje i w
ogóle dotarcie do hotelu jest generalnie, bez taxi, niemożliwe. Żona jednak
była nieugięta. Plan dotarcia do celu jednak zmodyfikowaliśmy. Zrezygnowaliśmy
z Magleva i od razu udaliśmy się do linii metra.
Po drodze
minęliśmy kilka punktów oferujących zakup chińskiej karty SIM, co z czasem
okazało się błędem. Dotarłszy do biletomatu pojawił się nowy problem – gdzie
rozmienić 100 yuanów na drobne? Maszyna biletowa taksowała bowiem tylko
drobniaki. Obok tych urządzeń był kantor. Uznałem, że to najlepsze miejsce by
dokonać wymiany na drobne. Niestety. Tutaj poinformowano mnie, że kantor
zajmuje się tylko wymianą pieniążków a nie ich zamianą. Ta czynność wykonywana
jest tylko przez uprawnionego pracownika … metra. Nie dowierzając, udałem się
do funkcjonującej obok knajpki. Efekt – dokładnie taki sam. Pieniążki można
rozmienić tylko u pracownika obsługi pasażera metra. Po dokonaniu tej czynności
u tegoż pracownika zakupiliśmy bilety i wsiedliśmy do metra. Bez problemów
dotarliśmy do naszej stacji. Po wyjściu ruszyliśmy na poszukiwanie hotelu. Na
szczęście obyło się bez większych przygód – obiekt udało się stosunkowo szybko
namierzyć i udaliśmy się na wieczorny odpoczynek.
Zwiedzane miasta zaczęliśmy następnego dnia.
Pierwszym planowanym miejscem
było Miejskie Biuro Urbanistyczne określane też mianem Muzeum Urbanistyki i
Architektury, które usytuowany jest na Placu Ludowym.
Wychodząc z metra natknęliśmy się na fragment stacji stanowiącej stałą wystawę, która obrazuje życie w XX w. Szanghaju. Bardzo interesujący pomysł nawiązujący do stylistyki muzeum miejskiego w angielskim Yorku.
Samo muzeum
urbanistyki przedstawia, poprzez logiczny układ, rozwój miasta na przestrzeni
lat. Wystawy są rozlokowane na sześciu piętrach. Każde z nich
obejmuje ekspozycję związaną z innym aspektem życia miejskiego: historią,
rozwojem, geologią i hydrologią, transportem publicznym wraz z odpowiadającymi
im planami rozwoju, starymi zdjęciami i filmami.
Z całego
gmachu informacji w pamięć zapada gigantyczna makieta miasta rozległa na 600 m2, a pokazująca tylko …
śródmieście w skali 1:500! Innym wspomnieniem z tego miejsca jest … przesmaczny sernik i herbatka serwowane w
muzealnym bufecie.
Po opuszczeniu
obiektu, idąc w stronę muzeum miasta Szanghaj, na centralnym miejscu zauważyłem
dość charakterystyczny budynek. Z czasem okazało się, ze jest to Moore Memorial Church.
Kościół ten został wybudowany przez protestanckich misjonarzy z Ameryki w
1887 r. i rozbudowany w 1931 r. w stylu neogotyckim. Pięciometrowy krzyż
usytuowany na szczycie dzwonnicy został zbudowany w 1936 r. z darowizny anonimowego
amerykańskiego wyznawcy. Ten krzyż uczynił z kościoła charakterystyczny punkt
orientacyjny na Placu Ludowym. Niestety, nie mogliśmy zwiedzić wnętrza tej
świątyni, ponieważ była zamknięta. Zaproponowano aby przyjść na zgromadzenie
wiernych w weekend, lecz na ten termin mieliśmy zupełnie inne plany…
Po nieudanym
podejściu by zwiedzić obiekt sakralny udaliśmy się do planowego punktu programu.
Budynek Muzeum Szanghajskiego także znajduje się na Placu Ludowym. Swym
kształtem przypomina ding – naczynie z brązu używane w epoce starożytnej.
Aby
wejść do środka niestety ale należy uzbroić się w cierpliwość. W kolejce stoi spory
tłumek zwiedzających. Nie tylko turystów. Ale warto czekać. Muzeum mieści
kolekcję ponad 120 tys. sztuk reliktów chińskiej kultury, zajmując powierzchnię
12 tys. m2. W wielu salach wystawowych usytuowanych na kilku piętrach można
podziwiać pamiątki poprzednich stuleci wykonane z brązu, porcelany, gliny,
także sztukę kaligrafii, malarstwo, pieczęci, wyroby z jadeitu, monety, meble
oraz sztukę i rękodzieło chińskich grup etnicznych.
Zwiedzanie
tego miejsca zajmuje naprawdę sporo czasu… a po opuszczeniu czuje się naprawdę spore
zmęczenie. Mimo tego – warto się tutaj znaleźć.
Trochę
zmęczeni udaliśmy się do knajpki w centrum finansowym aby coś przekąsić. Lokal
znalazł się na naszej trasie do Jin Mao Tower.
Osobiście nie
lubię oglądania perspektywy wielkich miast z lotu ptaka, mimo że blogerzy się
tym zachwycają jak też moje szczęście ślubne…
Tego wieczoru
była mgła, więc niewiele można było ujrzeć,
ale żona miała wykupione bilety wstępu no i cóż było robić… Udaliśmy się na 88.
piętro Jin Mao Tower, popatrzyliśmy na szanghajskie wieżowce a następnie próbowaliśmy
wejść do restauracji hotelu Hayatt usytuowanej na 87 piętrze. Niestety, jako
osoby nie mające zabukowanego noclegu w hotelu musielibyśmy zapłacić za
wejściówkę kilkaset juanów więc zrezygnowaliśmy zaś za wartość ewentualnej
opłaty wstępnej zjedliśmy całkiem smaczny posiłek na niższym poziomie tego budynku.
Wracając do
hotelu zrobiliśmy kilka wieczornych zdjęć.
Następny dzień
zwiedzania Szanghaju rozpoczęliśmy od obejrzenia Świątyni Nefrytowego Buddy,
świątyni buddyjskiej tradycji chan.
Obiekt pobudowany został w 1882 r. dla
dwóch figur Buddy, przywiezionych z Birmy. Jedna przedstawia Buddę w pozycji
siedzącej, druga zaś leżącego na prawym boku. Obydwie pokryte są białym
nefrytem.. Budda siedzący ma 190 cm. wysokości. Ozdobiony jest szmaragdem
oraz agatem.
Budda leżący ma 96
cm. długości. Widniejąca na pierwszym planie 4-metrowa
postać to replika stojącego obok oryginału, ale czy to przeszkadza wiernym
otaczać mniejszą estymą większy obiekt ?
Po spędzeniu w
tym miejscu dłuższej chwili pojechaliśmy metrem do innej części miasta aby
zajrzeć do wnętrza najstarszego kościoła katolickiego.
Katedra św. Ignacego
została wzniesiona w latach 1906-1910 w stylu neogotyckim na miejscu
wcześniejszej świątyni zbudowanej przez Jezuitów w XVII w. Obiekt jest aktualnie w remoncie, stąd nie
dane nam było zajrzeć do środka choć korciła chęć obejrzenia sceny
zmartwychwstania z feniksem w tle…
Po nieudanym
wypadzie do kościoła pojechaliśmy metrem linią nr 9 do Qibao Station. Następnie
za strzałką „Qibao old street” dotarliśmy do celu: Stare Miasto Qibao nad rzeką
Puhu. Miasteczko stanowi ciekawą atrakcję turystyczną oferującą tradycyjną
chińską architekturę jak też inne liczne atrakcje takie jak np. muzea oraz
uliczne jedzenie. I jeszcze coś – jest tutaj zdecydowane mniej zachodnich
turystów za to więcej Chińczyków.
Przekraczając główną bramę miasteczka
wkraczamy jakby w inny świat. Ułamek przeszłości zostawiony na potrzeby nie
tylko turystyki ale też pamiątka przeszłości. Typowo chińskie uliczki. Sklepiki
z wachlarzami, biżuterią i pamiątkami. Knajpki z pisklakami, kaczkami i innymi
zwierzakami. Stoiska z ciastami ubijanymi na oczach gawiedzi potężnymi młotami
i przepiórcze jajeczka... Gwar, ruch i nawoływania sprzedawców zachwalających
swój jedynie najlepszy i unikalny towar.
Na końcu Beida Street płynie sobie
leniwie zielona rzeka, nad której
wodą usytuowane są stare chińskie domostwa z charakterystycznymi
daszkami. Część z nich to budynki mieszkalne, a część przerobiono
na nadwodne restauracyjki.
Wieczorem
pojechaliśmy popatrzeć na Bund, który o tej porze prezentuje się naprawdę
interesująco. Generalnie – ta część miasta wieczorem się ożywia. Pięknie
oświetlone budynki tworzą niesamowite wrażenie.
W drodze do hotelu żona nie potrafiła
się oprzeć pokusie i „zaliczyła” kilka sklepów przy szanghajskim Oxford Street...
Kolejny dzień w Szanghaju
zaczęliśmy od przejścia się starą francuską Koncesją, która nie zrobiła na mnie
większego wrażenia. Wysokie drzewa generalnie przysłaniają ten fragment
francuskiej architektury. Dalej poszliśmy popatrzeć na Tian Zi Fang. Ta
dzielnica lekko przypomina londyński Camden. Wcześniej jednak wdepnęliśmy do kafelaku
coffee. Polecam tę knajpkę z wyborną kawą.
W związku z tym, że po przylocie zniechęcono nas do jazdy Maglevem postanowiliśmy tym razem skorzystać z tego pociągu. 431 km na godz. stało się faktem.
Po przejażdżce znowu trafiliśmy na Bund tym razem popatrzeć na dzielnicę w świetle zachodzącego dnia. Widok nocą sprawia zdecydowanie większe wrażenie.
Następnie piechotką, krokiem niespiesznym pomaszerowaliśmy popatrzeć na Stary Szanghaj.
Część zamieszkana przez Chińczyków diametralnie różni się od fragmentu odrestaurowanego na potrzeby turystyki.
Tutaj także skorzystaliśmy z posiłku.
Następnego
dnia udaliśmy się na drugie szanghajskie lotnisko i lotem wewnętrznym dotarliśmy do Xi’an kierując się w stronę Terakotowej Armii i Tęczowych Gór.