niedziela, 16 czerwca 2019

Iran - Mashhad - Teheran




Z lotniska Teheran-Mehrabad do Imam Reza Holy Shrine dojechaliśmy metrem, które było kompletnie opustoszałe, ucząc się przy okazji perskich liczb. Ciekawostką było to, iż bilet należało zakupić w okienku usytuowanym kilka metrów od kolejnej osoby – biletera, który po sprawdzeniu od razu go wyrzucił do kosza. Na pytające spojrzenie wyjaśnił, że po wyjściu z pociągu nikt biletów nie sprawdza. Rzeczywiście tak jest. 



Po wyjściu z metra łatwo jest trafić do meczetu albowiem kierowały tam i tablice kierunkowe (obrazkowe) jak i zmierzający w tym samym kierunku pielgrzymi.
Mashhad bardzo chciałem zobaczyć z kilku powodów. Pierwszy to klasyczna ciekawość. Kolejny – chciałem porównać z dotychczas widzianymi np. w Abu Dhabi czy Muskacie. 




 Mashhad w Iranie jest dla szyitów drugim po Mekce świętym miejscem na ziemi, jeśli nie liczyć Karbali w Iraku. Nazwa pochodzi od arabskiego maszhad, czyli „miejsce męczeństwa”. 





Znajduje się tu grób Imama Rezy, ósmego (z dwunastu) imama szyitów. Był on jednym z potomków proroka Mahometa, cieszącym się charyzmą, słynącym wśród współwyznawców ze swojej mądrości. Żył w czasach (VIII w.), kiedy kalif Ma’mun, po śmierci swojego ojca, Haruna ar-Raszida, walczył o władzę ze swoim przyrodnim bratem Aminem. Usiłując zyskać poparcie buntujących się irańskich szyitów, Ma’mun ustanowił imama swoim następcą. Kiedy już pokonał rywala i zdobył pełnię władzy, nie potrzebował szyickiego następcy tronu więc go otruł. Nie przewidział, że tym samym zapewnił swojej ofierze wysokie miejsce w panteonie szyickich „świętych”.






Zgodnie z zasadami wiary, ten kto odbędzie pielgrzymkę do jego grobu nabywa prawo posługiwania się przydomkiem mashti. Niestety, nie przywiodła mnie tu pielgrzymka lecz ciekawość… 


Grób imama znajduje się bezpośrednio pod największą w całym kompleksie złotą kopułą, górująca nad całym kompleksem.




Mauzoleum imama Rezy określane jest jako Haram-e mottahar („Przeczyste Sanktuarium”) lub po prostu Haram, zaś cały kompleks architektoniczny, który wokół niego powstał - Astan-e qods-e razawi („Święty Przybytek Rezyjski”).
 



Przed wyjazdem wyczytałem, że zanim wejdziemy do obiektu otrzymamy opiekuna. I nie było inaczej. Zanim weszliśmy do środka trzeba było zostawić wszelkie podręczne torby, torebki wraz z aparatami foto. Żona została zaopatrzona w czador (który mogła wziąć na pamiątkę) zaś zdjęcia można było wykonywać komórkami. 








Opiekun opowiadał dość drobiazgowo o obiekcie, jego historii, o islamie. Nie było nudno. Na koniec chciał jeszcze przeprowadzić lekcję sprawdzającą z przekazanej wiedzy ale zrezygnowaliśmy z tej propozycji argumentując terminem odlotu. 
Z punktu widzenia architektury i sztuki obiekt bezdyskusyjnie wart jest obejrzenia.Nie jest to żadna strata czasu.




Sam lot powrotny nie odbył się w planowanym czasie. Stąd osoby, które planowałyby loty wewnętrzne mogą się nie przejmować czasowością wieczornych odlotów. Te zawsze są opóźnione co najmniej o godzinę. Same zaś ceny przelotów są naprawdę przystępne, ale nie kupowane u europejskich pośredników.
W przeciwieństwie do znanych nam w Europie tzw. tanich linii wewnętrzne loty w Iranie nie są obarczone ograniczeniami bagażu. Także posiłki, i to całkiem niezłe, wliczone są do ceny biletu. 

Po przylocie do Teheranu po raz pierwszy wypróbowaliśmy aplikację Snapp – w komórce wyświetlił się komunikat podający trasę z lotniska do hotelu, nr rejestracji auta oraz kwota. I rzeczywiście pod terminal przyjechało auto. Choć kierowca nie mówił po angielsku starał się pokazywać jakieś, jego zdaniem ciekawe obiekty. Jednak przed hotelem, gdy doszło do zapłaty - zaprotestował, zaczął machać rękoma aby za chwilę pójść do recepcji. Okazało się, że jego zdaniem wartość przejazdu była zaniżona i należy mu się wyższa cena bo nie jesteśmy Persami... Bezskutecznie - otrzymał kwotę taką samą jaka wyskoczyła w aplikacji. Dodatkowo wyjaśniono nam, że w aplikacji po odbytej trasie wyświetlają się gwiazdki od jednej do pięciu, które stanowią formę oceny kierowcy. Brak pozytywnej oceny może skutkować tym, że ten ostatni może już innych kursów nie otrzymać.
Od tej chwili jeszcze kilkanaście razy korzystaliśmy z tej aplikacji na terenie Iranu – było tanio, na czas i bez swarów. No może czasami kierowca był zaskoczony, że nie jesteśmy Irańczykami…


   Kolejny dzień pobytu w Teheranie spędziliśmy na zwiedzaniu. Tym razem poszliśmy do niedaleko położonego „Gniazda szpiegów” czyli dawnej ambasady USA. Propaganda ajatollahów zadbała, aby obiekt nie najlepiej kojarzył się przeciętnemu Irańczykowi. Przypominano, że to tutaj w 1953 r. CIA zorganizowała zamach na premiera Mossadegha i przywróciła do władzy proamerykańskiego szacha. zaś 4 listopada 1979 r. irańscy studenci uwięzili tu 52 amerykańskich dyplomatów na 444 dni, pieczętując rewolucję islamską.
           


Ambasada aktualnie stanowi muzeum. Podobno, w niektórych pomieszczeniach zachowano wszelkie akcesoria w swej oryginalnej formie. Można tu zobaczyć szpiegowskie maszyny, stare kserokopiarki, niszczarki itp. Z perspektywy czasu wygląda to trochę tandetnie. 








Zdecydowanie ciekawsze są propagandowe murale. 








  Na budynku naprzeciw ambasady wszystkie łączniki między szybami opatrzone zostały antyamerykańskimi zestawieniami krzywd jakich dopuścił się ten kraj na przełomie czasów. Generalnie – jest to klasyczna ciekawostka turystyczna.
            


 
    Z ambasady pojechaliśmy metrem do dość daleko usytuowanego zespołu pałacowego Saadabad. Kompleks mieści się w pierwszej dzielnicy Teheranu, jest to Zaraferaniyeh. Podobno jest to jedna z najbardziej luksusowych dzielnic miasta. Nie ma tu żadnego bezpośredniego połączenia public transport, jednak zespół znajduje się bardzo blisko stacji metra Tajrish 1.  Stąd po dotarciu tutaj należy wziąć taksówkę aby po 15 minutach dojechać do celu.  
      My żadnej taxi nie wzięliśmy i to był wielki błąd. Doszliśmy, owszem, ale po godzinie w dodatku wyjątkowo zmęczeni.
            Kompleks pałacowy został zbudowany przez dynastię Qajar w XIX wieku. Po rozbudowie kompleksu w 1920 roku zamieszkał tam Reza Shah z dynastii Pahlawi.. Jego syn, Mohammad Reza zamieszkał tam dopiero w 1970 r. Po rewolucji irańskiej w 1979 r. cały ten obszar zamieniono w kompleks muzealny. Aktualnie wyodrębniono jego część jako kompleks prezydencki. Często zatrzymują się tutaj oficjalni goście zagranicznych państw, ostatnio premier Japonii.  
          
  Spośród 18 pałaców i muzeów tu usytuowanych widzieliśmy dwa. Główny budynek w całym kompleksie bywa nazywany Muzeum Palac Mellat. Ze względu na jego biały kolor nazywany jest białym pałacem. Jest on także największy w całym kompleksie. 





Składa się z 54 pokoi i około 10 sal. Pełnił funkcję letniej rezydencji królewskiej (Szacha Mohammada Reza Pahlavi). 





 




Jedną z atrakcji turystycznych są, usytuowane przed wejściem do obiektu, wielkie buty, które miały stanowić fragment pomnika szacha Rezy.  




            Kolejnym pałacem, który obejrzeliśmy w tym kompleksie, był tzw. zielony pałac. Jest on usytuowany ładny kawałek drogi wyżej. Stąd skorzystaliśmy z transportu. Na piechotkę byłoby i dłużej i przy większym wysiłku.
Pałac ten należał do Shah Rezy, ojca Mohammada, który mieszkał i pracował tutaj przez wiele lat. Pałac znajduje się w północo-zachodniej części kompleksu Saad Abad; jego budowa trwała aż siedem lat. Zewnętrzna część obiektu została wykonana z rzadkiego zielonego marmuru. Pałac ma tylko dwa pietra, w trakcie panowania Mohammad Reza Shah był on wykorzystywany jako miejsce dla zagranicznych gości, jednym z nich był m.in. Jimmy Carter były prezydent Stanów Zjednoczonych.
Niestety w budynku tym pstrykanie zdjęć nawet komórką było zabronione i bardzo przestrzegano tego zakazu. 
Więcej tutejszych atrakcji nie obejrzeliśmy z przyczyn technicznych – mieliśmy czas tylko na popołudniowy posiłek oraz dodarcie do dworca kolejowego. Metro jest świetnie skomunikowane i stosunkowo szybko dotarliśmy na dworzec. Nocnym pociągiem chcieliśmy dojechać do Tebrizu.
Zanim wsiedliśmy do pociągu mieliśmy przyjemność poznać specyfikę teherańskiego metra. Najpierw żona wsiadła do wagonu tylko dla kobiet. Po kilku stacjach zauważyłem, ze przeciska się do męskiej części. Zaskoczony zapytałem – dlaczego ? Uznała, że woli wagony z mężczyznami, albowiem kobiety nie zachowują dystansu w stosunku do siebie. W ścisku bezpruderyjnie się dotykają – takie stwierdzenie usłyszałem cokolwiek to oznacza.
W męskiej części rzeczywiście była inaczej traktowana. Panowie próbowali jej, bez względu na swój wiek, ustępować miejsce do siedzenia. Gdy odmawiała i stała sobie starali się jej nie dotykać. Owszem, przyglądali się ale nawet w ścisku zachowywali lekki odstęp. 
Przez całą jazdę w wagonikach odbywa się handel obnośny: można kupić wszystko od grzebyka poczynając poprzez tłuczki i inną drobnicę. Rzeczywiście – Irańczycy dokonują w tym miejscu określone zakupy. Handlem parają się wszyscy – od dorastających dzieci po osoby starsze.  
            Po dotarciu na dworzec kolejowy musieliśmy najpierw otrzymać potwierdzenie od dworcowego policjanta, że nasze bilety (zakupione via Internet) odpowiadają danym umieszczonym na paszportach. Dopiero z jego podpisem mogliśmy wejść na hol główny. Tutaj panował klasyczny harmider. Kilka minut przed odjazdem pociągu (tak jak w Chinach) otwierane jest przejście na perony.

Mieliśmy wykupioną całą kuszetkę – nie był to przejaw niepotrzebnego szastania pieniędzmi, mimo że miejsca były b. tanie – ale cena bycia razem. W Iranie kobiety nie mogą jeździć w nocnym pociągu wraz z mężczyzną – przedziały są podzielone na kobiece i męskie. Wyjątkiem jest możliwość wykupienia całej kuszetki dla męża i żony.

    Kuszetki są czteroosobowe oraz sześcioosobowe. My oczywiście wybraliśmy czteroosobową. Pociągi pamiętają dobre lata siedemdziesiąte. Oferta obejmuje bezpłatny poczęstunek wraz z herbatą (kolacja). Jednak po 30 minutach jazdy konduktor odbiera termos. Za kolejną herbatkę trzeba już zapłacić. Jak nam wyjaśnił do zakresu jego obowiązków należy nie tylko dbanie o pasażerów ale też zarabianie. Następny bezpłatny posiłek to śniadanie. Tak kolacja jak i śniadanie były bardzo smaczne. Obsługa bardzo sympatyczna jedynie toalety były niezbyt czyste. Starałem się z nich nie korzystać… ale poranną toaletę trzeba było wykonać. 

O wrażeniach z irańskiej Kapadocji napiszę następnym razem.