Iran – kraj
powszechnie postrzegany jako państwo zamknięte, w którym od 1979 r. panuje
system hierokratyczny (zwany także teokratycznym) gdzie duchowny muzułmański -
ajatollah pełni najwyższe stanowisko,
niezbyt sprzyjające zachodniej turystyce.
Miałem przyjemność zwiedzić już kilka muzułmańskich państw. Każde było
inne, choć łączyła je ta sama religia ale dzieliły jej odłamy. W końcu pojawiła
się myśl aby swoje spostrzeżenia poszerzyć o Persję. W końcu nadszedł ten
moment. Linie Qatar Airwais zaoferowały stosunkowo tanie połączenie z Pragi do
Teheranu z jednodniowym pobytem w Dosze. Bilety w promocji zostały zakupione 9
miesięcy przed datą wyjazdu. Czas sobie płynął spokojnie do chwili, gdy polski
rząd postanowił w Warszawie zorganizować bezdyskusyjnie antyirańską
konferencję.
Władze Iranu,
jak twierdziły media oraz niektórzy turyści na swoich internetowych blogach,
wydały zakaz wjazdu Polakom. Pojawiły się więc wątpliwości czy wyjazd się w
ogóle odbędzie.
Nie zwracając
większej uwagi na dość sprzeczne informacje płynące z mediów państwowych jak
też społecznościowych (Internet) zaś opierając się na uspokajających
informacjach ambasady Iranu w Warszawie ok. sześć tygodni przed datą wyjazdu
wystąpiłem (wraz z żoną) o zgodę na wjazd do tego kraju.
Dotrzeć do
Iranu można w dwojaki sposób – przylecieć i na lotnisku liczyć na otrzymanie
30-to dniowej wizy turystycznej lub pielgrzymkowej. Jest to trochę stresujące -
po przylocie trzeba się zgłosić osobiście do Biura ds. Paszportów i Wiz
Ministerstwa Spraw Zagranicznych na jednym z międzynarodowych lotnisk
Islamskiej Republiki Iranu takich jak: Tehran, Kisz, Keszm, Buszehr, Sziraz,
Tebriz, Mashhad lub Czahbahar.
Istnieje druga
możliwość, bardziej formalna ale moim zdaniem zdecydowanie bezpieczniejsza. Wystarczy
przy tym tylko podstawowa znajomość j. angielskiego.
Należy
skorzystać z pomocy irańskiej agencji turystycznej. Polecam Key2Persia. Pełny
profesjonalizm, nie tylko w zakresie wizowym. Na stronie agencji należy
wyszukać formularz pod nazwą: Iran Visa, który należy dokładnie wypełnić.
Ten kto starał
się o wizę do Chin nie zdziwi się, że należy dość dokładnie określić planowaną
trasę objazdu. Miejsce noclegu – warto wcześniej mieć potwierdzoną rezerwację w
pierwszym konkretnym hotelu miejsca przylotu (czasami na lotnisku służby
próbują kontaktować się z hotelem celem potwierdzenia rezerwacji). My mieliśmy
zabukowany nocleg w Tehran Grand Hotel II (opłata za nocleg odbywa się na
miejscu).
Po wypełnieniu
danych w ciągu 1-2 dni skontaktuje się via Internet sympatyczna P. Zahra.
Poprosi o kopię głównej strony paszportu i zdjęcie. Należy wykonać określony
skan i odesłać na stronę: iranvisa@key2persia.com
Pani Zahra
występuje o tzw. numer referencyjny do MSZ Iranu, który jest ważny tylko 1
miesiąc od jego wystawienia. Otrzymanie tego numeru gwarantuje iż wjazd do
Iranu odbędzie się bez żadnych perturbacji.
Kolejna
informacja to wartość opłaty w tym koszta własne. Całość na poziomie 37
dolarów. Opłatę uiszcza się albo na wskazane konto bankowe albo za
pośrednictwem PayPal i odsyła potwierdzenie dokonanej wpłaty.
Proces
otrzymania numeru referencyjnego może trwać nawet 10 dni. My otrzymaliśmy ów
numer już po dwóch dniach. Następnie, po konsultacji z ambasadą, wysłaliśmy
paszporty wraz z opłatą za wizy (50 euro od osoby) oraz ubezpieczeniem
turystycznym, korzystając z pośrednictwa DHL, tuż przed początkiem perskiego
Nowego Roku. Wizę odbieraliśmy osobiście
w ambasadzie. Tłumów nie było.
Warto pamiętać
o dwóch opłatach – 37 dolarów – opłata za numer referencyjny oraz 50 euro –
opłata za wizę. Tą ostatnią najlepiej dokonać w banku PKO BP, albowiem ambasada
ma również w nim swoje konto. Najtańsze ubezpieczenie turystyczne (tłumaczone
na j. angielski) oferuje AXA TRAVEL.
Otrzymawszy
wizy (pieczątki nie są wbijane do paszportu tylko stanowią oddzielne kartki)
mogliśmy spokojnie przygotowywać się do wyjazdu.
Zacząłem od
strony TripAdvisor czytać opinie o hotelach, hostelach, połączeniach kolejowych
oraz lotniczych. Chciałem bezdyskusyjnie zobaczyć dwa miejsca – Mashhad oraz Qom.
Żona zajęła się stroną krajoznawczą włączając także moje oczekiwania.
Organizując
naszą logistykę zauważyłem, że tylko niektóre hotele mają własne strony, które
wyszykuje google. Dodatkowo - bardzo często oferowane ceny za nocleg w
kontakcie bezpośrednim są dość wysokie. Wniosek był prosty – zabukować pierwszy
nocleg w Teheranie w dobrym hotelu a następne wejść w kooperatywę z irańską
agencją turystyczną. Realizując te założenia spośród trzech wybranych agencji
dwie okazały się zdecydowanie mało wiarygodnymi.
Pierwszą była 1stQuest. Za pośrednictwem tej firmy turystycznej próbowałem
wynająć nocleg w hotelu w Shiraz. Owszem ostatecznie pokój zarezerwowałem ale
nie w tym obiekcie który wybrałem i nie za cenę, którą zapłaciłem (o czym
później). Nie polecam też agencji sevenhostels albowiem dokonane za jej pośrednictwem
trzy rezerwacje na miejscu okazały się niezabukowanymi. W pełni profesjonalną
okazała się tylko Key2Persia. Sugeruję też nie
rezerwować lotów wewnętrznych za pośrednictwem szwajcarskiej (aktualnie reklamującej
się jako holenderska) strony apochi.com albowiem
oferta cenowa zdecydowanie odbiega od realnej. Z tej strony zabukowałem tylko
jeden lot do Mashhadu (Key2Persia użycza link z
własnej strony z irańskimi cenami, które są zdecydowanie niższymi). Również na
miejscu można sobie zarezerwować planowane loty, korzystając np. z pomocy
personelu hotelowego. Bardzo przyjazna jest strona kolei irańskich (www.iranrail.net/tickets).
umożliwiająca na odległość rezerwację kuszetki w nocnym pociągu. Warto tylko pamiętać, że
odjazdy odblokowywane są na miesiąc przed planowaną jazdą. Podobnie jest z
autobusami. Najlepiej zrobić to samemu na miejscu.
Zaopatrzeni w wiedzę teoretyczną
oraz podstawowe rezerwacje ruszyliśmy na lotnisko do Pragi. Po jednodniowym
pobycie w Dosze wieczorem dolecieliśmy do Teheranu. Samolot był pełny nie tyle turystów ile
autochtonów. Pierwszy wniosek - Irańczycy nie są odcięci od świata. Na lotnisku
zdecydowana większość pasażerów rejsu z Dohy udała się do okienka z odprawą dla
Persów. Tylko kilkanaście osób udało się do kolejki dla turystów. Odprawa
odbyła się szybko i bez żadnych przeszkód. Poza paszportem, nie musiałem
pokazywać nawet wizy. Pytanie pogranicznika dotyczyło tylko potwierdzenia
mojego imienia. Lekko zaskoczony tak szybką odprawą wkroczyłem na teren państwa
ajatollachów.
Pierwsze kroki na lotnisku skierowaliśmy do kantorka z kartami SIM. Nauczony doświadczeniem, że T-mobile liczy sobie całkiem słono nawet za wysłanie sms-a o cenach połączeń wyłączyłem swój telefon zaraz po wylocie z Pragi. Na teherańskim lotnisku za 2 karty SIM gwarantujące 3 tygodniowy dostęp do Internetu i wewnętrznych połączeń zapłaciliśmy 4 dolary.
Zaopatrzeni
w pierwszy irański zakup udaliśmy się na postój taksówek. Kurs z lotniska do
hotelu w centrum miasta miał kosztować 15 dolarów. W trakcie jazdy taksówkarz
zaczął narzekać na wysokie koszty utrzymania, pokazywać zdjęcia swoich biednych
pociech. Postanowiłem więc, ze otrzyma ciut więcej ale niezbyt - znaczy 15
euro. Po godzinie jazdy dojechaliśmy do hotelu. Zapłaciłem Panu zaplanowaną
kwotę. Ten jednak nie przestawał marudzić. Ja byłem nieprzejednany – on
niepocieszony.
Teheran Grand
Hotel kosztuje 50 euro za noc ale pobyt wart jest swojej ceny. Recepcja – pracownicy
nie tylko biegle władają angielskim ale też prezentują pełny profesjonalizm i
zrozumienie. Otrzymaliśmy sypialnię wraz z pokojem wypoczynkowym. Łazienka
wyposażona była w wannę. Czyściutko i miło. Po przebudzeniu z okna zauważyliśmy
ośnieżone pasmo górskie. Widok bardzo przyjemny. Stan pozytywnego nastawienia
utrzymał się nawet na śniadaniu, które choć nie wyszukane było naprawdę
smaczne.
Teheran Grand Hotel
II położony jest ok. 1 km.
od stacji metra przy ul. Ferdowsi. Stąd można na piechotkę bądź korzystając z public
transport dotrzeć do zaplanowanych atrakcji.
Naszą pierwszą
atrakcją była wymiana dolarów na lokalną walutę. W Iranie panuje dość wysoka
inflacja z jednej strony z drugiej zaś
na ulicach jest mnóstwo osób oferujących change money. Nie chcąc
ryzykować jakichś walutowych niespodzianek udaliśmy się do kantoru usytuowanego
obok stacji metra przy ul. Ferdowsi. Kantor jak to kantor. Atrakcję stanowiło poznawanie
irańskiej waluty.
Formalnie
obowiązującą walutą jest Rial, ale żeby nie było zbyt prosto,
w powszechnym obiegu jest nieistniejący Toman. Irańczycy np. 5000 riali
zastąpili określeniem 500 tomanów. W ciągu naszego pobytu wartość irańskiej
waluty kilka razy się obniżyła ale nie ceny towarów. Stąd bezdyskusyjnie lepiej
było płacić lokalną walutą niż zachodnią.
Pierwszy dzień
pobytu postanowiliśmy spędzić na zwiedzeniu kilku historycznych miejsc. Na
piechotkę udaliśmy się w kierunku Pałacu Golestan. Tutaj osobiście doświadczyłem tego jak Teherańczycy traktują ruch drogowy. Światła dla pieszych nie
stanowią żadnego warunku określającego zasady poruszania się po obu stronach
jezdni. Każdy chodzi jak chce czy wzdłuż czy po przekątnej. Kompletne
przeciwieństwo Chin, gdzie pieszy owszem ma prawo ale nikt nie gwarantuje, że
będzie mógł z niego skorzystać. Atrakcja turystyczna z Tokio – Shibuya Crossing
tutaj nie zrobiłaby żadnego wrażenia.
Przemykając
między autami, motorynkami czy rowerami dotarliśmy do Pałacu Golestan, który
usytuowany jest w centralnej części Teheranu. Jest to ogromny kompleks
składający się z 17 pałaców, muzeów i sal. Rzeczywiście jest co zwiedzać.
Spośród wielu interesujących miejsc uwagę zwraca sala koronacyjna. W czasach świetności wysadzana była diamentami, aktualnie imitują je szkiełka...
Innym z przedmiotów, który przykuł moją uwagę była replika
korony pierwszego władcy z dynastii Kadżarów - Aqi Mohammada
Shaha Qajar.
Kolejnym był Marmurowy Tron z 1806 r., na którym zasiadał
jeden z szachów także z dynastii Kadżarów. U podnóżka tronu jest skrytka, w
której usytuowano szczątki jego największego wroga, by mógł je za każdym razem
zdeptać. Do 1925 r. tron służył ceremoniom koronacyjnym.
Kiedy
obejrzeliśmy w zasadzie wszystko (a trwało to sporo czasu) skojarzyłem sobie, że w 1943 r. odbyła się
tutaj konferencja teherańska na której pojawiła się sprawa polska. To tutaj
nasi „sojusznicy” USA i Wlka Brytania zgodzili się na zmianę przedwojennej
granicy Polski tj. przesunięcie jej wschodnich rubieży Zacząłem więc wypytywać
pracowników usytuowanych tu muzeów o wskazanie jej miejsca. Odsyłano mnie od
jednej do kolejnej osoby. W Europie II wojna światowa jest tematem powszechnie
znanym – nie tutaj. Dopiero jak znalazłem via Internet zdjęcie Stalina,
Roosevelta i Churchilla kolejna osoba wskazała budynek, gdzie odbywały się
spotkania. Sam balkon ze zdjęcia usytuowany jest po drugiej stronie.
Następnym miejscem był Wielki
Bazar. Tutaj także podeszliśmy na piechotę. Na miejscu można było kupić
generalne wszystko. Tak sobie chodziliśmy, chodziliśmy aż poczuliśmy lekki
głód. Wówczas trafiliśmy do niewielkiej knajpki. Właściciel ani ani nie mówił
po angielsku, więc w ruch poszło pismo obrazkowe – zamówiliśmy to co było na
obrazkach zakładając, że skoro inni w knajpce konsumują to i my spróbujemy. Ryż
perski ma zupełnie inny smak niż oferowany w naszym kraju. Prawdopodobnie
dlatego, ze jest inaczej przyrządzany. Jagnięcina była przepyszna a wszystko to
bezdyskusyjnie tanie. Irańczycy do obiadu zamawiają głównie napoje gazowane. Tylko
takie posiadał w gablotce. Stąd jak poprosiłem o herbatę – właściciel sprawiał
wrażenie zakłopotanego. Na szczęście młodzi Irańczycy całkiem dobrze znają
angielski i wyjaśniono mu, że chcę rosyjsko brzmiący czaj. Choć w sprzedaży
herbatki nie posiadał pomaszerował do swojego kantorka i ją przygotował (oczywiście za free).
Po
obiedzie żona zaproponowała abyśmy wzięli taxi i pojechali do Teheran Mall,
bardzo modnego centrum handlowego. Przed wejściem do auta umówiliśmy się z
kierowcą, że za kurs otrzyma 15 dolarów. Po przejechaniu sporej odległości
nagle kierowca zaczął twierdzić, że kwota jest za niska. Rozmowa nabrała dość
nieprzyjemny wymiar. W efekcie opuściliśmy auto. Taksówkarz odjechał bez kasy
ale i my zostaliśmy wysadzeni niemal na rogatkach. Aby polepszyć sobie nastrój udaliśmy
się do zauważonej w pewnej odległości cukierni.
Ciastka
były bardzo smaczne ale też b. słodkie. Tak czy inaczej pomysł dotarcia do
Teheran Mall spełzł na niczym albowiem taksówki w ogóle nie chciały się
zatrzymywać. W końcu po jakimś czasie jedna się zatrzymała. Kierowca na wstępie zaznaczył,
że jego zmiana się właśnie zakończyła i jedyne co może to odwieźć nas do
hotelu. W trakcie drogi powrotnej wyjaśniliśmy że byliśmy w trasie do centrum
handlowego ale jego kolega po fachu zachował się tak jak się zachował. Facet
bardzo się tym przejął. Zaczął przepraszać i postanowił zrobić objazd kilku
ciekawszych, jego zdaniem, miejsc. Spośród nich w pamięci zapadł mi Honarmandan
Park, który znajduje się w centrum miasta. Był też, z naszego punktu widzenia,
świetnie usytuowany - z jednej strony nasz Teheran Grand Hotel II zaś z drugiej
„gniazdo szpiegów” czyli dawna amerykańska ambasada.
To
bardzo ciekawe miejsce – spotykają się tutaj przedstawiciele irańskiego światka
artystycznego. Oprócz kilku teatrów oraz bardzo ciekawej galerii sztuki
współczesnej znajduje się tutaj i włoska restauracja i knajpka dla wegetarian.
Uwagę zwracają ciekawe współczesne rzeźby.I choć właśnie ta utkwiła mi w pamięci - nikt kogo pytałem nie był w stanie powiedzieć jaka jest myśl przewodnia tego dzieła.
Po
zakończeniu objazdu, za który zapłaciliśmy równowartość 2 (!!!) dolarów, taksówkarz poinformował
recepcję hotelu o całym zajściu z niesympatycznym poprzednikiem. Poprosił aby się
nami zaopiekowali. Przyznaję, że całą tą sytuacją byłem kompletnie zaskoczony.
Następnego dnia mieliśmy zaplanowany lot do Mashhadu. Poprosiłem aby zamówiono taksówkę – wówczas zasugerowano abyśmy sobie zainstalowali w telefonie aplikację Snapp. Działa podobnie jak np. singapurski czy malezyjski – GrabCar. Zamawiamy auto nie taksówkę. Kierowca nie musi znać angielskiego. Przed przyjazdem znana jest też cena usługi. Minusem było perskie oznaczenie rejestracji. Ale i na to jest sposób. Wystarczy poznać i nauczyć się pierwszych dziewięć perskich liczb. Nie ma lepszego miejsca na naukę jak … metro. Czekając na pociąg kilka minut można nauczyć się perskich cyferek patrząc na upływające minuty…
Następnego dnia mieliśmy zaplanowany lot do Mashhadu. Poprosiłem aby zamówiono taksówkę – wówczas zasugerowano abyśmy sobie zainstalowali w telefonie aplikację Snapp. Działa podobnie jak np. singapurski czy malezyjski – GrabCar. Zamawiamy auto nie taksówkę. Kierowca nie musi znać angielskiego. Przed przyjazdem znana jest też cena usługi. Minusem było perskie oznaczenie rejestracji. Ale i na to jest sposób. Wystarczy poznać i nauczyć się pierwszych dziewięć perskich liczb. Nie ma lepszego miejsca na naukę jak … metro. Czekając na pociąg kilka minut można nauczyć się perskich cyferek patrząc na upływające minuty…
Recepcja zamówiła, wg życzenia, taxi ale powrót
mieliśmy wykonać korzystając z aplikacji Snapp.
Specyfiką
lotniska wewnętrznych linii jest to, iż każdy przewoźnik ma swój terminal. Stąd
wystarczy podać kierowcy nazwę linii a ten dowiezie do celu. W
związku z tym, że bilety zarezerwowałem przed wylotem do Iranu – wystarczyło tylko
ich potwierdzenie i oczekiwanie na lot.
Mając nadwyżkę
czasu pochodziłem troszkę po terminalu, polukałem na ofertę sklepów zaś żona
nie traciła czasu i zdążyła w tym czasie zakupić kolorową chustkę „na zmianę”,
bo i jedwabna i tania…
Samolot nie
najmłodszy ale bez problemów dolecieliśmy o planowym czasie do miejsca
przeznaczenia.
O wrażeniach z Imam Reza Holy Shrine w Mashhadzie i kolejnych dniach pobytu w Iranie podzielę w dalszym ciągu.