piątek, 23 listopada 2018

Kolej Transandyjska Lima – Huancayo.



Trasa obejmuje 332 km wszerz Peru, które pociąg pokonuje w ciągu 14 h.  W najwyższym punkcie osiąga wysokość ponad 4800 m n.p.m.
            Przejazd tym pociągiem stanowił dla mnie główny punkt pobytu w Peru. Podporządkowałem mu pierwszych kilka dni pobytu w tym kraju. Wyjazd z Limy został zabukowany na stronie przewoźnika www.ferrocarrilcentral.com.pe/reserva.php na dzień 28 kwietnia 2018 r. Koszt biletu w jedna stronę wyniósł 750 soli od osoby (niecałe 180 funtów). W cenie mieściły się posiłki oraz alkohol. Do Limy wróciliśmy więc z żoną z pustynnego Paracas i zanocowaliśmy w Hotelu Lima położonym kilkaset metrów od stacji odjazdu. 




O 6,30 am wyruszyliśmy pustawą ulicą w kierunku Domu Literatury Peruwiańskiej, dawnego dworca kolejowego skąd ruszał pociąg Centralnej Kolei Transandyjskiej. Po drodze mijaliśmy turystów kierujących się w tym samym kierunku.  









Dochodząc do budynku Domu Literatury usłyszeliśmy dźwięki orkiestry dętej, która przygrywała przed odjazdem.  











Na stacji poddani zostaliśmy, tak jak inni pasażerowie, kontroli a następnie mogliśmy zająć miejsce w przedziale.
Pociąg składał się z parowozu oraz wagonów dla autochtonów oraz turystów. Klasa turystyczna jest znacznie droższa. Ale to nie pierwszy kraj, który skubie turystów. 




W końcu pociąg ruszył. I od razu wzbudzał ogóle zaciekawienie. Przechodnie klaskali, kierowcy używali klaksonów. Sam parowóz przed każdym przejazdem trąbił przeraźliwie. Generalnie rzecz ujmując – było dość egzotycznie.
Powoli wspinamy się coraz wyżej. W Chosice, zaledwie 54 km od oceanu, osiągnęliśmy wysokość 860 m n.p.m. W Tornamesie nastąpił krótki postój w czasie którego zmieniono parowóz ale też kierunek jazdy. 




Był to pierwszy z sześciu zakosów na trasie. To pozwoliło utrzymać nachylenie szyn poniżej niebezpiecznych 45 stopni. 











Obok wagonu turystycznego znajdował się wagon bufetowy z otwartą przestrzenią. Miejsce to okupowali wszyscy, którzy chcieli robić zdjęcia. 
Tutaj także odbywały się, w ramach tzw. części artystycznej, pokazy tańców peruwiańskich.






Za San Bartolomé przejeżdżaliśmy przez Las Verrugas, najdłuższy i najsłynniejszy z kilkudziesięciu żelaznych mostów na trasie. Przejazd na wysokości 80 m zrobił wrażenie.



W El Infiernillo Ernest Malinowski zaprojektował interesujące połączenie mostów i tuneli. Generalnie na całej trasie wykuto 63 tunele o łącznej długości 6 km. 










Krajobraz zmienia się wyraźnie. Andy prezentują się niesamowicie. Widok wspaniały, ale na wysokości 4 tys. m n.p.m. nie tylko on zapiera dech.
 


















 
Sporo osób zaczyna odczuwać chorobę wysokościową. Ból głowy, zawroty. Na miejscu jest opieka medyczna, która bardzo szybko reaguje. Potrzebujący albo otrzymują pigułki albo są dotleniani. Niektórzy sobie zasypiają.









Do Huancayo dotarliśmy późnym wieczorem. Na stacji tym razem przygrywała muzyka z magnetofonu. Ci, którzy zaplanowali powrót pociągiem zostali rozwiezieni do hoteli. My postanowiliśmy wrócić do Limy nocnym autobusem albowiem następnego dnia czekał lot do Cusco. Zanim jednak dotarliśmy do stacji Cruz del Sur zrobiliśmy w Huancayo niezbędne, z punktu widzenia żony, zakupy typu np. …torebka.  



Nocny autobus był bardzo wygodny. Oprócz rozkładanych foteli i smacznego posiłku otrzymaliśmy kocyki. Następny dzień mieliśmy już spędzić w Cusco.