niedziela, 18 listopada 2018

Saksonia 2018 (Pillnitz, Koenigstein, Stolpen, Goerlitz)



15 kilometrów od Drezna usytuowany jest pałac i park Pillnitz, nazywany też "Pałacem na wodzie" z powodu usytuowania nad brzegiem Łaby. 







 



Pałac został wzniesiony z początkiem XVII w. 








Inspirowany stylem chińskim, łączy w sobie cechy orientu jak i baroku. 









 
Budynki wraz z parkiem były prezentem Augusta II Mocnego dla pięknej Anny Konstancji hrabiny Cosel, jednak gdy ta popadła w niełaskę wróciły do monarchy.

Od tego momentu pałac w Pillnitz stał się letnią rezydencją saskiego dworu.

 Wstęp do obiektu odbywa się w godz. 9,00-18,00. Koszt - 8 euro od osoby. Warto też luknąć na kamelię - dodatkowy koszt 3 euro.

 



Z Pillnitz udaliśmy się do Königstein – twierdzy liczącej sobie ponad 400 lat, królującej pośród krajobrazu Saskiej Szwajcarii i Gór Połabskich. 




 
Z początku swego istnienia twierdza znajdowała się w granicach Królestwa Czech. W pierwszej dekadzie XV stulecia zamek dostał się w ręce Wettynów. Zawarty 25 kwietnia 1459 roku układ w Eger przypieczętował zmianę właścicieli obiektu oraz najbliższej okolicy i ustalił granicę sasko-czeską na Rudawach, paśmie górskim do dziś rozdzielającym Niemcy i Czechy
 







 Twierdza króluje na wysokości 247 metrów nad poziomem Łaby. 



 



W jej skład wchodzi ponad 50 imponujących budynków o przeznaczeniu wojskowym z epoki renesansu, baroku i XIX w. 



 


Do tego należy wliczyć okazały park, który tylko uprzyjemnia tu pobyt. Generalnie znajdują się tutaj najstarsze w Niemczech koszary wojskowe (1589/90), pierwszy w Saksonii kościół garnizonowy (1676) oraz najgłębsza w tym regionie studnia, o głębokości 152,5 m.
 








 Z Koenigstein pojechaliśmy zanocować do kurortu Gorish. Tutaj mieliśmy zarezerwowany nocleg w Hotel Albrechtshof Gorish. Obiekt nadal swoim wystrojem przypomina czasy NRD-owskich zakładowych ośrodków wypoczynkowych.  Obsługa miła, okolica rzeczywiście bardzo piękna. Polecam to miejsce nie tylko z powodu wspomnień do przeszłych czasów ale naprawdę bardzo smacznego śniadania. 
Na bocznej ścianie klatki schodowej hotelu usytuowano bardzo ciekawy pełen alegorii obraz.
Stąd następnego dnia udaliśmy się do Bastei.
 




 
We wszystkich turystycznych przewodnikach Bastei pokazywane jest z pewnej odległości. Jest bardzo klimatyczne stąd też bardzo popularne wśród turystów. Przyjechaliśmy tutaj w sobotnie przedpołudnie (błąd) i pewnie dlatego ciżba na tym niewielkim obszarze była większa niż na londyńskiej Oxfordstreet w trakcie świątecznych wyprzedaży. 



Tę niewygodę rekompensowały jednak niesamowite widoki – niewiarygodne formacje skalne jak też murowany most i ruiny zamku. W XVII w. na wysokości ok. 110 m n.p.m. jakąś metodą wkomponowano w pionowe skały, drewniany most łączący dwie pobliskie miejscowości. W 1851 r., drewnianą konstrukcję zastąpiono kamiennym mostem, który dzisiaj przeciąga tłumy. Nad mostem góruje wąska skała najdalej wysunięta nad Łabę, wznosząca się na wysokości 190 m nad taflą wody. To właśnie od tej skały pochodzi nazwa całej okolicy – w jej kształcie i położeniu widziano naturalną basztę (niem. bastei). Za mostem znajdują się ruiny zamku, na które również warto wejść, bo i tu roztaczają się niesamowite widoki. Warto też pochodzić sobie po ścieżkach turystycznych. 




Stąd udaliśmy się do następnego punktu objazdu jakim był 800-letni, średniowieczny kompleks zamkowy w Stolpen. 







Miejsce to nierozerwalnie związane jest z osobą hrabiny Cosel (Anny Konstancji von Hoym) – najsłynniejszej metresy saksońskiego elektora  i zarazem polskiego króla Augusta II Mocnego. 



 


Hrabina spędziła tu 49 lat jako osobisty więzień króla. Tutaj została również pochowana. Postać tę unieśmiertelnił J. I. Kraszewski w swojej powieści Hrabina Cosel a na ekran telewizyjny wprowadził Jerzy Antczak.
 






Inną atrakcją tego miejsca jest bazalt (określenie to zostało użyte po raz pierwszy na świecie właśnie w stosunku do skał wulkanicznych ze Stolpen) oraz najgłębsza na świecie, wykuta w skale bazaltowej studnia (84,39 m).




Ze Stolpen udaliśmy się do ostatniego punktu objazdu Saksonii jakim jest przepiękne miasto Görliz. Określenie to nie jest bezzasadne - znajduje swoje odzwierciedlenie w częstych odwiedzinach tego miejsca przez filmowców. Stąd też bywa żartobliwie nazywane Görliwood. Kręcono tutaj sceny m.in. do „Bękartów wojny” Quentina Tarantino, "Lektora” Stephena Daldry'ego, „Złodziejki książek” Briana Percivala, a ostatnio „Obrońców skarbów” George'a Clooney'a i „The Grand Budapeszt Hotel” Wesa Andersona.  
Początki miasta sięgają XI w. Ze względu na swoje położenie często zmieniało swą państwową przynależność. Od XIX w. należało do Prus i dopiero po II wojnie światowej włączone zostało w granice Saksonii.
W Goerlitz jest ponad 3,5 tysiąca zabytków, najwięcej spośród wszystkich niemieckich miast. Niestety, nie mieliśmy zbyt wiele czasu na obejrzenie całego miasta. 
 



Obejrzeliśmy tylko dolny rynek a tam usytuowany budynek Ratusza z zegarami słonecznymi na wieży, fontannę Neptuna z XVIII wieku i piękne kamienice.


  Jedną z ciekawszych jest bogato zdobiona „Waga”, w której niegdyś dokonywano pomiarów towarów. Kolejnym godną uwagi budowlą jest dawna apteka renesansowa, w której teraz mieści się mała, klimatyczna kawiarnia oraz budynek starej giełdy. W rynku jest też „Łuk Szeptu”, czyli gotycki portal łukowy.
Saksonię naprawdę warto obejrzeć ale nie w tydzień a minimum 10 dni. Polecam.