Maroko to
jeden z niewielu krajów w którym na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów krajobraz zmienia się całkowicie. Przyleciałem
tu aby przekonać się o tym naocznie.
Do Marrakeszu
przyleciałem z Londynu. Z lotniska do granic Medyny przyjechałem taksówką. A stąd
pod sam Riad Tarik moje bagaże dostarczył bagażowy. Żona dołączyła po południu.
Wolny czas przeznaczyłem na poznanie najbliższej okolicy oraz placu Dżamaa al-Fina. Przyznaję, iż w ciągu dnia miejsce to niczym specjalnym się nie wyróżnia.

Życie na placu Dżamaa al-Fina zaczyna sę wieczorem...
W atmosferze wieczornej biesiady zdecydowałem po raz pierwszy zmierzyć się ze ślimaczkiem....
Przyznaję, że wzbudzaliśmy nie skrywaną wesołość próbując "pałaszować" to pełzające stworzonko...
Ale też w żadnym innym miejscu sok z pomarańczy nie był tak smaczny jak w Maroku...
W Marrakeszu pozostaliśmy 3 dni. I to nie był
błąd, bo jest tutaj co oglądać.
Zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy już następnego ranka. Ale o tym napiszę następnym razem.