Nagoya – przyjechaliśmy tutaj tylko z powodu zamku.
Bardzo chciałem go obejrzeć. I nie żałuję, bo było warto.

Obiekt pochodzi z 1525 r. Na początku XVII w. był główną siedzibą rodu
Tokugawa zarządzającego prowincją Owari.

W odbudowanym w 2007 r. zamku (został kompletnie zniszczony w 1945 r. przez Amerykanów) znajduje się wiele ciekawych
eksponatów. Niestety, znaczna ich część nie jest opisana w j. angielskim. Faktem
jest i to, że niewielu jest tu turystów z Europy.
Jednym z eksponatów jest np. odtworzony w skali 1x1 pokój ucznia podzamkowej szkoły publicznej.
odrestaurowane zostały też ręcznie zdobione wnętrza.
Charakterystycznym symbolem zamku są dwa złote delfiny nazywane kinshachi.
Sadowione były na głównym grzbiecie dachu zamku, gdy jego podstawowa budowa
była już zakończona. Były symbolem feudalnej władzy pana.
Po opuszczeniu
zamku poczuliśmy kulturę bycia przeciętnego Japończyka.
Na stacji
metra – każdy stoi w ogonku czekając na swoja kolejkę…

Na przystanku autobusowym – podobnie – czekanie w ogonku.
Aby spożytkować kolacyjkę w amerykańskiej sieciówce – także ogonek.
Na szczęście w salonie gier (bo jak tu być w Japonii i nie zabawić się…) – brak ogonka.
Lekki relax przed kolejnym dniem zapewne pełnym wrażeń.